Ruch Rodzin Nazaretańskich - Archidiecezja Katowicka

"Pan Bóg musi dopuścić tyle zranień, tyle trudnych chwil, abyś poczuł się słaby i przez to otwarty na łaskę"
ks. T. Dajczer "Rozważania o wierze"

U PROGU DNIA - UMARLI OTWIERAJĄ OCZY ŻYWYM

„U PROGU DNIA” w Radiu Katowice – Środa – 6.11.19 r., g.6.15 – ks. Stefan Czermiński
(Środa 31 tyg. zwykłego)

UMARLI OTWIERAJĄ OCZY ŻYWYM

Szczęść Boże – wszystkim słuchaczom!
Jest takie stare przysłowie hinduskie: „Żywi zamykają oczy umarłym, ale umarli otwierają oczy żywym!”. Często przypomina mi się to przysłowie w pierwszych dniach listopada, gdy odwiedzam groby moich bliskich...
Mówiąc ściśle, to nie umarli otwierają nam oczy, ale nasza wiara, z jaką patrzymy na ich mogiły. Bez wiary – cmentarz to przerażająca meta... beznadziejny finał...
Natomiast w świetle wiary, cmentarz to olbrzymie, rozjarzone całą masą lampek kontrolnych lotnisko, skąd każdy z nas, prędzej czy później, wystartuje do wieczności... Jak tylko otrzyma pozwolenie z wieży kontrolnej...
Skojarzenie takie przyszło mi do głowy w związku z oddawaną do użytku nową wieżą kontrolną na lotnisku w Pyrzowicach, najwyższą w Polsce... (A w dzisiejszej Ewangelii też jest mowa o budowie wieży...)

Oczywiście w moim skojarzeniu kimś, kto dowodzi na tej wieży jest Jezus Chrystus, który jako jedyny potrafi wyznaczyć najwłaściwszy moment startu... gdy pojawią się dla nas najlepsze warunki, aby trafić do Nieba. Kto zresztą mógłby to lepiej zrobić niż Chrystus, który nas stworzył? Kto mądrzej i piękniej od Niego potrafi nam to wszystko wyjaśnić i udzielić odpowiednich instrukcji, abyśmy mogli oderwać się od ziemi i z powodzeniem poszybować ku szczęściu wiecznemu? Jedynie Chrystus, który zna wszystkie nasze słabości, a przede wszystkim, który nas kocha ponad wszystko!
Sęk w tym, że nie zawsze chcemy Go słuchać, gdy przekazuje nam różne ważne uwagi w temacie: „Jak żyć?” Oto na przykład w dzisiejszej Ewangelii pojawia się dość zagadkowe zalecenie: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem!” (Łk 14,25-33)
Gdyby to pełne semickiej emocjonalności zdanie wyrazić bardziej współcześnie, to można by słowa Jezusa ująć tak: „Jeśli nie chcecie znienawidzić swoich najbliższych z powodu swojego niepohamowanego egoizmu i zaborczości, a także – jeśli pragniecie właściwie spojrzeć na samego siebie, to postawcie Mnie na pierwszym miejscu, a Moja Miłość was poprowadzi.”
Ciekawą ilustracją tej Chrystusowej zachęty jest świadectwo Marty, z jakim się nie dawno spotkałem. Swoje ocalenie Marta zawdzięcza Jezusowi. Dopiero dzisiaj widzi z jaką determinacją kroczyła kiedyś ku samozniszczeniu. Przez 23 lata nie przestąpiła progu kościoła. Ostatni raz była tam z okazji swojej pierwszej Komunii Świętej. W latach młodości zakosztowała wszystkiego, nie wyłączając wampiryzmu i satanizmu. Coraz bardziej narastała w niej agresja i depresja... Tymi dwoma słowami określała od paru lat swoje życie... Nienawiść do ludzi i nienawiść do samej siebie... Kiedy szukała kapłana, aby dokonać aktu apostazji, trafiła przez przypadek na Mszę wspólnotową, połączoną z modlitwą o uzdrowienie i z Adoracją. „Cóż to jest Adoracja? – wspomina Marta – Nigdy wcześniej nie brałam w niej udziału... Ciemnogród klęka... a ja siedzę, pełna złości i zwątpienia...
Nagle, patrząc na białą Hostię – ja walcząca ateistka – doświadczam fali gorąca, która przeszywa moje ciało. Cała się trzęsę. W sercu czuję żywy ogień. Miłość... Czy to jest...miłość? Łzy płyną po mojej twarzy... Nie mogę się uspokoić. Czuję na sobie spojrzenia tych, z których jeszcze przed chwilą drwiłam. Słyszę pieśni uwielbienia. Jednak mam wrażenie, że jestem poza tym wszystkim. Jestem w intymnej relacji ze Stwórcą, jakby nie było w kościele nikogo innego. Tylko On i ja... Jego obecność, jak ocean czułości – spływa na moją suchą, spękaną ziemię... To coś bardziej realnego i przejmującego, niż cokolwiek dotąd. Patrzę na krzyż przy ołtarzu. Nie jest już tylko kawałkiem drewna...”
Ale dopiero teraz zaczyna się walka, której w ramach krótkiego felietonu nie sposób opisać... Streszczając – szatan nie chce ustąpić. Marta jednak widzi już światło. Już słucha poleceń spowiednika...
Okazuje się, że powołaniem Marty nie jest rodzina, ale posługa w hospicjum. „Pośród ludzi umierających doświadczyłam bardzo wielu łask!” – dodaje Marta na zakończenie. „Pewnego razu zdarzyło mi się uchwycić spojrzenie odchodzącego człowieka. Jego niesamowity wyraz oczu i podnoszące się ręce, jakby w geście odpowiedzi na czyjeś wyciągnięte ramiona...”
Wyznania takie nie są częste, ale warto się im przysłuchać, aby poznać ukryte działanie obecnego wśród nas Boga. Czasem potrzeba huraganu, nawet śmierci kogoś bliskiego, żeby rozwalić mury i wieże obronne, którymi zasłoniliśmy się przed Jego Miłością. Jezus chciałby uporządkować nasze ludzkie przywiązania i miłości, aby je ocalić na wieczność. Jezus pragnie otworzyć nam oczy na Swoją Miłość, która otwiera nam Niebo. Bo Jego największą troską jest to, abyśmy kiedyś dotarli do Nieba i wylądowali w Jego ramionach!

Dobrego dnia – życzy ks. Stefan Czermiński


© Ruch Rodzin Nazaretańskich - Archidiecezja Katowicka


DMC Firewall is a Joomla Security extension!